czwartek, 6 lutego 2014

Zdobywam świat! - ósmy miesiąc

Obserwuję to moje dziecię każdego dnia. Spędzam z nim czas właściwie od świtu do świtu. Do zmian, które zachodzą w jego rozwoju z reguły przyzwyczajam się stopniowo - krok po kroku obserwuję Witkowe postępy w nauce coraz to nowych rzeczy i kibicując mu nieustannie, wyczekuję efektów bobasowych starań. Tak to wygląda zazwyczaj. Właśnie. Ostatnie dni są pod tym względem wyjątkowe. To jest tak szalony czas, że ledwo nadążam za czymkolwiek. Nie jestem nawet pewna, czy sam sprawca zamieszania nadąża. A zaczęło się od tego, że Berbeć pewnego dnia usiadł. Sam podciągnął się do siadania i z bananem na twarzy po prostu siedział. A ja pękałam z dumy i traciłam rozum z radości - jak to mama. Czekaliśmy z mężem na ten moment tyle czasu i nareszcie się doczekaliśmy! W końcu mogliśmy przesiąść się z gondoli do wózka spacerowego i karmić łyżeczką Berbecia siedzącego w krzesełku, a nie półleżącego w moich ramionach. Radość moja i męża nie miała granic, a i bobas wydawał się być całkiem zadowolony ze swojego sukcesu. Tusiek nową umiejętnością rozkoszował się jednak krótko. Bobasy, jak to bobasy - są niesamowicie żądne świata. Taki też jest nasz mały szkodnik; od momentu, w którym odkrył, że doskonale radzi sobie z własnym ciałkiem, postanowił zaskakiwać nas dalej i - nie poprzestawszy na samym siadaniu - zaczął stawać, pełzać, coś jakby raczkować, do tego szantażować nas i wyrażać głośno swoje zdanie na każdy temat. Od kilku dni nie mogę wyjść z podziwu i osłupienia - kiedy to ze słodkiego bobaska mój Berbeć stał się takim dzielnym i sprytnym urwisem? To są tak niesamowite rzeczy, że postanawiam się z Wami nimi podzielić :) Kochane mamuśki, oto raport podsumowujący ósmy miesiąc życia mojego dziecka:


 Muszę to mieć!

Witka fascynuje teraz prawie wszystko. Od wystającej nitki swetra do klamek od drzwi, gazet i słuchawek. Przedmiotem numer jeden jest dla niego telefon mojego męża - uwielbia go ślinić, gryźć i nim rzucać. Kiedy tylko zobaczy go gdzieś w zasięgu ręki, od razu po niego sięga. Kiedy P. mu go zabiera, Witek krzyczy, kopie i nie daje nam żyć - słowem, komunikuje nam w prosty sposób, co o tym myśli ;) Jeśli jakaś rzecz naprawdę mu się spodoba, może bawić się nią bardzo długo. Ogląda ją wtedy z każdej strony, wkłada do buzi, uderza nią o inne zabawki, potrząsa nią i rzuca. Zazwyczaj najbardziej podoba mu się to, co w danym momencie znajduje się w ręku moim lub męża ;)




tutaj akurat robimy "buuu" do kubka, Witka śmieszy ten dźwięk
Baw się ze mną!

Berbeć raczej nie lubi już bawić się sam. Kiedy tylko próbuję zostawić go na dłużej w kąciku zabaw, Witek zaczyna marudzić i płakać, usiłuje wydostać się z kącika i pełznąć w moją stronę. Kiedy chce, żebym wzięła go na ręce, sam wyciąga rączki i łapie moje ramiona. Często się do nas przytula i kładzie główkę na ramieniu moim albo P. Uwielbia nas zaczepiać. Przeważnie wygląda to tak, że Tusiek zaczyna głośno gaworzyć albo filuternie się śmiać i kiedy widzi, że już na niego patrzymy - oczy mu błyszczą, buzia się śmieje, a rączki niczym skrzydełka, poruszają się szybko w górę i w dół. Kiedy Berbeć zauważy, że np. śmieszy nas jakaś nowa jego mina, będzie ją umyślnie powtarzać, by śmiać się potem razem z nami.



Mamo, patrz, co potrafię!

Jak już pisałam we wstępie, Witek zaczął się przemieszczać. Wędruje po łóżku niczym mała jaszczurka już w całkiem imponującym tempie i w żadnym wypadku nie można go zostawić samego bez żadnego zabezpieczenia. Inaczej bliskie spotkanie bobasa z podłogą mamy jak w banku. Tusiek odkrył też niedawno, że kolana także mogą służyć do przemieszczania się - na razie opanował do perfekcji klęk podparty i wie że może przesuwać w tej pozycji dłonie do przodu. Ponieważ nie bardzo jeszcze orientuje się, co należałoby zrobić z kolanami - po prostu ciągnie je za sobą ;) Ma z tego niesamowitą frajdę i ćwiczy w ten sposób właściwie przez cały dzień. Kiedy Berbeciowi nudzi się siedzenie - podciąga się do stania. Nie umie jeszcze zrobić tego sam, potrzebuje naszej pomocy. Siedzącego Witka chwytamy za dłonie i pomagamy mu się podnieść. Choć chwieją mu się nóżki, nasz dzielny maluch za nic nie chce zmieniać wtedy pozycji.

Już wiem, jak cię podejść, mamo

Ponieważ należę do kategorii matek - frajerek, mój syn doskonale wyczuwa z kim ma do czynienia. Teraz zaczął to wykorzystywać i uwierzcie mi, ma swoje sposoby, by odpowiednio mnie podejść! Przewijanie go stało się dla mnie prawdziwym wyzwaniem, bo Witkowi ani się śni leżeć grzecznie i czekać na założenie mu pampersa. Pół biedy, jeśli zmieniam mu tylko mokrą pieluchę, sprawa staje się naprawdę poważna, gdy syn przyszykował mi większą niespodziankę...Witek nic sobie nie robi z tej śmierdzącej materii i w najlepsze zwiewa na drugą stronę łóżka, brudząc wszystko czego się tylko dotknie. Potem udaje, że nic się nie stało, śmieje się do mnie słodko, a ja oczywiście wszystko mu z miejsca wybaczam. Pracuję nad sobą i nad swoim frajerstwem, ale miękkie matczyne serce i tak za każdym razem mnie zdradza. Więc noszę, tulę i pocieszam a Witek wyprasza u mnie z każdym dniem co raz więcej. Takie to szelmisko, ten mój syn.

w tle noga mojego męża, żeby nie było, że moja
Niektóre rzeczy, na szczęście, pozostają bez zmian

Na przykład to, że Witek za każdym razem, śpi na spacerze jak kamień. To chyba te domowe szaleństwa sprawiają, że tak szybko usypia go delikatne kołysanie wózka. Śpi też w nocy, tak jak spał, czyli do całkiem przyzwoitych godzin rannych. Chętnie poznaje nowe smaki i konsystencje pokarmów. Ostatnio jego serce zdobyły kukurydziane chrupki, które chrupie namiętnie razem z nami.

  

Podsumowując, nowe umiejętności, które Witek zdobył w ciągu ostatnich dwóch tygodni to:

- samodzielne i pewne siedzenie
- podciąganie się do siadania bez niczyjej pomocy
- podciąganie się do stania z naszą pomocą
- pierwsze próby raczkowania
- pierwsze próby gryzienia (chrupki)
- komunikacja za pomocą stałych gestów (wyciąganie rączek)
- dłuższe skupianie uwagi, śledzenie otoczenia
- wymuszanie różnych rzeczy płaczem, krzykami itp.

Szczerze mówiąc boję się, co będzie dalej, bo skoro już teraz nasze chłopię daje tak popalić, to w następnych miesiącach może być ciekawie. Jak by jednak nie było, cieszę się, że mogę obserwować, jak moje maleństwo rozwija się i rośnie, z jaką radością uczy się nowych rzeczy i poznaje świat. Patrzeć, jak robi coś po raz pierwszy. Nic nie uszczęśliwia mnie tak jak te najpiękniejsze z chwil - pierwszy dotyk, pierwsze świadome spojrzenie, pierwszy uśmiech, pierwszy raz powtórzone te dwie sylaby: "mama". 



  

2 komentarze:

  1. zdjęcie z chrupkiem super :) no i widać, że nogę taka jakaś męskawa ;)

    zapraszam do mnie
    http://mojelatatrzydzieste.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noga zdecydowanie zbyt owłosiona ;) Dzięki, na pewno zajrzymy! :)

      Usuń