Witek w chuście śpiący do cyca mojego przytulony |
Bardzo żałuję, że karmiliśmy się tylko przez dwa miesiące. Stało się jednak, jak się stało i nie ma co rozpamiętywać miesiącami tych porażek. Witek od momentu odstawienia żywi się mlekiem modyfikowanym, najlepszym, jakie jest w sprzedaży, najada się, jest szczęśliwy i spokojny. Ja za to staram się jak tylko potrafię dawać mu tyle samo bliskości, ile ma dziecko przytulone do piersi mamy. Często nosimy się w chuście, śpimy razem, dużo się tulimy, masujemy. Gdy karmię Witka butelką, przytulam go mocno do siebie i patrzę mu w oczy, a gdy tylko mam okazję - odsłaniam kawałek ciała i przytulamy się skóra do skóry. Wituś jest niesamowitą przylepą i w ciągu dnia wielokrotnie sam obejmuje czy to mnie, czy P. Daje nam całusy. Widać, że czuje się przy nas bezpiecznie i dobrze.
Piszę to wszystko nie z potrzeby usprawiedliwienia przed całym światem mojego sposobu karmienia. Nie czułam nigdy takiej potrzeby i nie wydaje mi się to konieczne. Opowiadam o tym, bo wiele się ostatnio mówi i o karmieniu piersią, i o mieszankach, częstując przy tym młode matki moralną oceną ich wyborów. Ja nie kwestionuję tego, że kobiecy pokarm jest najwłaściwszym pokarmem dla niemowlęcia. Nie przeczę, że karmienie piersią to niewątpliwe najlepszy sposób żywienia dziecka. Bo takie są fakty i nie sposób ich zmienić. Podziwiam matki karmiące i zazdroszczę im. Ale irytuje mnie wszelka pochwała karmienia naturalnego opierająca się na mieszaniu z błotem matek karmiących mieszanką i wynajdywaniu argumentów przeciwko mm. Karmienie piersią należy promować, należy też podkreślać jego zalety, ale nie sprzedając przy okazji wszystkim matkom nieprawdziwe lub mocno przesadzone informacje na temat mieszanek. To są w większości mity bądź hasła rzucane bez namysłu. Bo jeśliby zgłębić temat, okazuje się, że to nie do końca tak, jak mówią. Słyszałam i czytałam wiele opinii na temat karmienia sztucznym mlekiem i - jeśli chodzi o najmroczniejsze z nich - najczęściej wypowiadały je mamy karmiące piersią. Trochę przerysowany ten diabeł, uwierzcie mi. A oto, jak go malują.
Zasłyszane opinie o mieszankach:
- miesięczny koszt karmienia mieszanką to równowartość dwutygodniowego pobytu w pięciogwiazdkowym hotelu
- dziecko karmione mieszanką je nawet wtedy, gdy nie jest głodne, przez co tyje i często ma nadwagę
- dziecko karmione mieszanką nie może być blisko z matką
- dziecko na mleku modyfikowanym często choruje, co jeszcze bardziej zwiększa wydatki, bo trzeba bez przerwy kupować leki
- matce, która karmi sztucznie zależy tylko na własnej wygodzie
- dziecko, które żywi się mieszanką ma chroniczne zaparcia
- sztuczne karmienie jest nieekonomiczne i nieekologiczne, bo wiąże się z większym zużyciem wody (mycie butelek i smoczków + woda potrzebna do przygotowania mleka)
- przygotowanie mieszanki zajmuje wiele czasu, co utrudnia nakarmienie dziecka poza domem, w nocy itp.
Tak to się w skrócie przedstawia. Rzecz jasna, mając tak jasno i klarownie wyłożone argumenty przeciwko mieszankom, nie sposób nie odczuć wyższości nad kobietami, które - co tu dużo mówić - katują swoje dzieci. I, skoro wszystkie te twierdzenia sytuują się w opozycji do pozytywnych aspektów karmienia piersią, trudno byłoby nie uzmysłowić sobie następujących faktów o karmieniu naturalnym:
karmienie piersią nic nie kosztuje, dziecko na piersi praktycznie nie choruje, matka karmiąca to prawdziwa matka, dziecko karmione piersią można nakarmić o każdej porze, w każdym miejscu.
Na pierwszy rzut oka: wszystko się zgadza. Cała prawda o jednym i drugim sposobie karmienia. Tylko, że...to nie jest takie proste, jak się może wydawać. Różne są przyczyny, dla których mamy decydują się na taki a nie inny sposób karmienia malucha. Różne są kobiety, różne są dzieci i ich organizmy. Różne jest podejście do tematu, wiedza o nim i stopień zaangażowania w sprawę. Różne nastawienie i optyka. Ile mam, tyle doświadczeń. Wiem, że opinie na temat mieszanek opierają się głównie na wynikach prowadzonych badań, które obejmują dość dużą liczbę dzieci karmionych w ten sposób. Wiem, co pokazują statystyki. Znam nieocenione właściwości kobiecego mleka, wiem, jak mądra jest natura. Do głowy by mi nie przyszło, by udowadniać, że mieszanka jest lepsza od mleka matki. Nie w tym rzecz. Chodzi o to, że zarówno jedna jak i druga strona medalu wygląda nieco inaczej niż na załączonym obrazku. Nie jest prawdą, że mleko modyfikowane kosztuje majątek. Witek pije naprawdę jedno z najlepszych mlek dostępnych na rynku i w okresie największego zużycia mieszanki wydawaliśmy miesięcznie ok. 110-120 zł. To nie jest kwota za którą można nie wiadomo co kupić. Butelki i smoczki dostaliśmy w szpitalu w prezencie - każda mama po porodzie dostawała paczuszkę z różnymi akcesoriami, więc na to nie wydaliśmy nic. Wymiana smoczków pozbawiała nas ok. 9 zł co dwa, trzy miesiące. Później dokupiliśmy tylko większą butelkę i smoczek dla starszych niemowląt - nie zbankrutowaliśmy od tego. Jeśli chodzi o ekonomiczny aspekt kp - nie jest prawdą, że to nic nie kosztuje. Jasne, że mleko z piersi leci za darmo, nie znaczy to jednak, że z taką formą karmienia nie wiążą się żadne wydatki. Nie wiem jak inni, ale ja i moje znajome mamy musiałyśmy zapłacić np. za: biustonosze do karmienia, wkładki laktacyjne, witaminy dla kobiet karmiących (ja przy mojej anemii musiałam mieć dobrej jakości preparat), maści do smarowania popękanych brodawek, laktator (niemały wydatek), bieliznę nocną do karmienia, dodatkowo przy moich zjedzonych brodawkach musiałam wspomagać się przez chwilę silikonowymi nakładkami, które z nieba mi nie spadły. Tak samo jest ze zdrowotnym aspektem jednego i drugiego sposobu. Witek karmiony piersią ciągle miał kolki, karmiony mm - ani razu. Wituś ma jedenaście miesięcy i odkąd się urodził chorował mi jeden raz. Było to w zasadzie przeziębienie i w aptece zaopatrzyłam się w lek przeciwgorączkowy, maść majerankową, wodę morską i maść wygrzewającą. I to tyle - po tygodniu byliśmy zdrowi. Nie powiem ile znam matek, które karmią piersią, i których dzieci pierwszy rok życia spędzają na antybiotykach i w szpitalu. Znam kilka, choć może to bez znaczenia w obliczu statystyk. Witek jest szczupłym dzieckiem. Witek nie ma zaparć. Witka i mnie, tak samo jak Witka i P., łączy szczególna więź. Przygotowanie mieszanki zajmuje mi trzy minuty. Tyle samo, a czasem więcej czasu zajmowało mi przygotowanie się do karmienia piersią. Jeśli ktoś mówi mi o zużyciu wody przy wyparzaniu butelek, ja mogę mu powiedzieć o zużyciu wody przy praniu utopionych w mleku pieluszek tetrowych, które tamowały mleczną powódź, za każdym razem gdy karmiłam. W moim przypadku nie sprawdziło się karmienie piersią w każdym miejscu - mleko za bardzo lało mi się z piersi i musiałabym chyba chodzić wszędzie z torbą ubrań na przebranie. Mleko modyfikowane za to wsypywałam do butelki, brałam termos z ciepłą wodą i po kłopocie. To nie jest tak, że mi na moim dziecku nie zależy. To nie jest tak, że liczy się tylko moja wygoda. Kocham moje dziecko, jak każda matka. I jak każda matka chcę dla niego jak najlepiej. Robię wszystko co w mojej mocy, by Witkowi niczego nie zabrakło. Czasem nie jest idealnie, ale to naturalny stan rzeczy. Jesteśmy przecież tylko ludźmi, wszyscy, każdy z nas. Bądźmy dla siebie wyrozumiali, otwórzmy czasem oczy trochę szerzej.
Nie idzie mi o to, by nie chwalić naturalnego karmienia. Nie idzie mi o to, by pisać peany na cześć mieszanek. Chodzi mi o zwykłą uczciwość, o mówienie prawdy. Nie ma jednej drogi. A prawda ma wiele twarzy. Ta wojna nie ma przecież sensu.
* * *
To się rozpisałam! A teraz trochę z innej beczki - jak pewnie zauważyliście, zmieniła się nazwa bloga :) Dotychczasowy tytuł był moim numerem jeden, ale też, niestety, był mało zrozumiały, co znacznie ograniczało nam zasięg. Postanowiliśmy więc z Berbeciem wybrać inną nazwę i tak oto zwyciężyła obecna. Po kilku miesiącach pisania rysuje mi się trochę spójniejszy obraz tematyki bloga, widzę mniej więcej, w którym kierunku to idzie. Blog jest naszą opowieścią o macierzyństwie, o relacjach w rodzinie, trudnych i pięknych momentach. To trochę taki dziennik moich wychowawczych starań, w którym dużo jest o bliskości, rozmowach i o świadomym rodzicielstwie. Chcemy Wam przybliżyć tę piękną stronę życia, widzianą naszym okiem. Słowem i gestem to dwa aspekty mojej relacji z Witkiem. Dwa narzędzia, którymi posługuję się, by mówić mu co dzień, jak bardzo go kocham. Zachęcam do śledzenia naszej strony, kto wie, jak dalej się nam rozwinie ;)