poniedziałek, 3 lutego 2014

Drugie życie kleiku - czyli jak inaczej wykorzystać produkty dla dzieci

Postanowiłam, że dziś podzielę się z Wami kilkoma poradami, mam nadzieję, że przydatnymi. Także będzie krótko, zwięźle i na temat, a nie tak jak zwykle, czyli przydługo, nudno i bezsensu. Do rzeczy więc!

Chyba każda (albo prawie każda) mama ceni sobie ekonomiczne rozwiązania. Ja jako mama i jednocześnie studentka cenię je sobie podwójnie. Ponieważ do momentu pojawienia się Berbecia nie przywiązywałam dużej wagi ani do kosmetyków, ani, jeśli już je kupowałam, do ich ceny, miałam ich z reguły mało i zwykle te najtańsze. Teraz, kiedy moim światem i portfelem rządzi ów Berbeć - kupuję ich mnóstwo i staram się, by były to w większości produkty dobrej jakości. Obecnie w temacie są oczywiście kosmetyki dla dzieci: chusteczki, kremy, balsamy, oliwki i masa innych różności. I choć na zakupach nakierowana jestem głównie na produkty mające służyć mojemu maleństwu, gdzieś z tyłu głowy cały czas dają mi o sobie znać także moje skromne potrzeby. Żeby nie musieć wydawać niepotrzebnie dodatkowej ilości pieniędzy i nie gromadzić kolejnych kosmetyków, tym razem takich dla mnie, postanowiłam nauczyć się korzystać z niektórych produktów, którymi na co dzień pielęgnuję syna. I tak, zamiast wydawać dwa razy pieniądze, wydaję je raz i dodatkowo mam pewność, że żaden z kosmetyków się nie zmarnuje. A oto lista rzeczy, które podkradam własnemu dziecku:

1. Nawilżane chusteczki dla niemowląt

Na zdjęciu są to akurat chusteczki firmy Kido, tanie, ale dobrze spełniające swoje zadanie. Częściej jednak używamy chusteczek Babydream - cenowo wychodzi bardzo korzystnie, a z jakości jestem bardzo zadowolona. Witek nie ma raczej kłopotów ze skórą, więc śmiało możemy sobie darować te wszystkie najdroższe i do tego super sensitive. Ich pierwszym zastosowaniem jest oczywiście oczyszczanie Witkowej pupy, czasem też twarzy i rączek. Przydają się jednak także mnie - używam ich zamiast chusteczek do demakijażu. Wieczorem, po całym dniu, doskonale oczyszczają moją twarz ze wszystkiego, co nakładam na nią rano. Do tego mają delikatny zapach i nie uczulają. Radzą sobie nawet z mocnym makijażem oczu, choć w tym przypadku często muszę użyć więcej niż jednej chusteczki.

2. Krem na odpieluszkowe odparzenie skóry

Na zdjęciu Sudokrem i krem firmy Nivea. Oba sprawdzają się, jeśli chodzi o pielęgnację pupy Witka. Dla mnie natomiast są niezastąpione, gdy potrzebna jest natychmiastowa pomoc w usuwaniu pryszcza, czy innego wykwitu ;) Smaruję na noc zmienioną skórę twarzy grubą warstwą kremu i po kilku dniach problem pryszcza mam z głowy. Tego typu kremy mają działanie wysuszające, dlatego nadają się również do takich celów.

3. Hipoalergiczna oliwka pielęgnacyjna  

Na zdjęciu oliwka firmy Nivea z dodatkiem olejku migdałowego. Pomaga w walce z ciemieniuchą i jest dobra do smarowania maleńkiego ciałka po kąpieli. Choć co raz mniej osób jej używa i pojawiają się głosy, że jest gorsza od balsamu, bo wysusza skórę - ja jednak trzymam ją w Witkowej kosmetyczce, gdyż jest naprawdę przydatna. Smaruję nią także swoje ciało. Od czasu do czasu funduję sobie masaż ud, brzucha i pośladków z dodatkiem niewielkiej ilości oliwki. Super rozgrzewa skórę, ujędrnia i przy okazji świetnie pachnie (przynajmniej dla mnie). Minusem jest to, że kiepsko się wchłania i pozostawia na skórze tłustą warstwę.

4. Krem Oilatum

Krem do codziennej pielęgnacji suchej i wrażliwej skóry. Jest bezzapachowy i hipoalergiczny. Idealnie nawilża delikatną skórę niemowlęcia; nam przydaje się szczególnie teraz, gdy Witek ślini się na potęgę, przez co przesusza mu się skóra na brodzie i wokół ust. Ja używam go jako kremu do rąk. Ponieważ moje dłonie każdej zimy są suche i szorstkie jak papier ścierny, a skóra na nich pęka mi tworząc krwawe rany, zwykły krem do rąk w ogóle mi nie pomaga. Ten za to łagodzi podrażnienia i natłuszcza skórę. Dobrze się wchłania.

Lista kosmetyków nie jest długa, ale za to pozwala mi zaoszczędzić na: dobrym kremie do rąk, oliwce do masażu, czy kolejnym balsamie, punktowym żelu na wypryski i płynie/chusteczkach do demakijażu. Oszczędność może niewielka, ale jednak.

W wykorzystywaniu zapasów swojego dziecka można pójść też o krok dalej i, jeżeli sytuacja tego wymaga, użyć tego, co bobasowi służy za...jedzenie.

1. Kleik kukurydziany lub ryżowy

Zagęszczamy nim Witusiowe mleczko. Ale jeżeli w kuchni nie mam pod ręką niczego innego, mogę zagęścić nim także zupę, sos, czy masę na warzywne kotlety.

2. Deserek w słoiczku

Jeśli z jakiegoś powodu naszemu smakoszowi nie podchodzi smak nowego deserku, nie musimy go nikomu oddawać ani wyrzucać (deseru, nie smakosza). Chowamy wtedy owocową paciajkę do lodówki a na następny dzień wykorzystujemy jako nadzienie do naleśników albo dodatek do budyniu. 

To by było na tyle. A Wy, drogie mamy, też dajecie drugie życie tym wszystkim maziajkom bądź innym rzeczom Waszych dzieci? :)

2 komentarze:

  1. Chusteczek nawilżanych używałam do demakijażu jeszcze zanim zostałam mamą - są delikatniejsze i tańsze od tych do dedykowanych do usuwania makijażu. Jeśli chodzi o SudoCrem, to również używałam go zanim jeszcze miałam dziecko - żeby zapobiec otarciom przy dłuższym bieganiu, więc maluch będzie mógł z niego skorzystać, gdyby się zdarzyło odparzenie, póki go nie ma, zapobiegawczo używam kremu przeciw odparzeniom Mustela Bebe, jest idealny do tego celu.

    Oliwek nie lubię ani ja, ani mój syn - nawet tych w żelu, potrzebna była przy ciemieniuszce, potem dolewałam ją sobie do kąpieli, bo inaczej by się zepsuła.

    Kremu Oilatum sama czasem używam do twarzy, bo mam bardzo wrażliwą, podobnie jak czasem podprowadzam dziecku nieco Oilatum do kąpieli. ;D Poza tym drugie życie, jako kosmetyki dla mnie, dostają wszelkie kremy ochronne - czy te na zimę, czy te z filtrem na lato, puder (przydatny przy strasznych upałach)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z kleiku ryżowego robię ciasteczka, a chusteczki wykorzystuję do demakijażu/ścierania kurzu/przecierania butów :-)

    OdpowiedzUsuń