środa, 7 maja 2014

Dziesięć miesięcy Bercika i jego pierwsze buciki

Uf, nareszcie zabrałam się do napisania tego posta! Już sama nie wiem jak długo odkładałam to "na jutro", ciągle nie mogąc zebrać się w sobie i każdego dnia powtarzając, że "jutro też jest dzień". I tak mijały mi dni, a nawet tygodnie, bo przecież Berbeć dziesięć miesięcy skończył już dawno. Nie mam pojęcia, co takiego robię z tym czasem, że tydzień potrafi przelecieć mi koło nosa zupełnie niepostrzeżenie, a ja budząc się co rano, zaraz po tym, jak wstanę z łóżka muszę się do niego kłaść z powrotem, bo nagle ranek zamienił się w wieczór. A mnie wciąż wydaje się, że przecież "mam czas", że czego nie uda mi się zrobić dzisiaj, na pewno dam radę zrobić jutro albo pojutrze, albo popojutrze, albo...No tak. A czasu przecież nie da się oszukać. On nie stoi w miejscu ani się nie cofa. On pędzi. Galopuje. I tym samym wpędza mnie w depresję w każdej minucie mojego krótkiego życia. Każdego dnia. Tik tak tik tak tik tak.

Nie tylko zegary (śmierć zegarkom!) przypominają mi ciągle o linearnym wymiarze czasu, robią to także zmarszczki na mojej twarzy (ostatnio mnożą się jak szalone, już nikt nie dałby mi 15 lat), zmieniające się w kalendarzu cyferki i oczywiście już nie taki mały Maluszek, którego trzymam pod swoimi matczynymi skrzydłami już jedenaście miesięcy bez dziewięciu dni. W kalendarzu pierwszego roku Berbecia nie zostało wiele kartek. Każdy kolejny miesiąc przynosi nam nowe umiejętności i upodobania, nowe zęby, dodatkowe kilogramy, centymetry...Bercik rośnie jak drożdżowe ciasto mojej mamy - całkiem spora już z niego bułeczka. Choć w dalszym ciągu należą mu się tytuły najsłodszego szkodnika świata, naczelnej przylepy i największego psotnika, a jego temperament pozostaje raczej bez zmian, wciąż potrafi nas zaskakiwać, z reguły pozytywnie ;)


Kulinaria

Nasz Witek jest prawdziwym smakoszem. Praktycznie nigdy nie wybrzydza przy jedzeniu, wsuwa wszystko, co tylko mu się zaproponuje. Jeśli nie chce czegoś zjeść, to tylko w wyjątkowych przypadkach - coś musi mu wybitnie nie smakować bądź być grubo po terminie ważności. Nasz Bercik codziennie zjada: ok. 800 mililitrów kaszki (je trzy razy dziennie), dosyć spory obiad (niekiedy dwudaniowy), deser (w postaci owoców, sporadycznie przecierowego soku). Do tego wypija mniej więcej pół szklanki herbatki owocowej (woda niestety mu nie odpowiada). Między posiłkami podjada kukurydziane chrupki i/lub biszkopty. W czasie długich przechadzek po podłodze zjada również wszystkie farfocle, które znajdą się w zasięgu jego wzroku. Nie pogardzi również okruszkami ze stołu, kurzem, plastikiem, włosami, celulozą, wolę nie wiedzieć czym jeszcze. Ostatnio, gdy tylko na chwilę się odwróciłam, dorwał papier toaletowy i jął namiętnie go pałaszować. Ja oczywiście nie pozwalam mu zjadać rzeczy niejadalnych i każdorazowo wyciągam mu je z paszczy - wymaga to jednak ode mnie dużej mobilizacji i stale włączonego trybu czuwania. Póki co jakoś sobie radzę.


Zabawa

Na chwilę obecną Witka interesuje najbardziej wszystko to, co zabawką nie jest, czyli między innymi cały sprzęt RTV i AGD, jaki znajduje się u nas w domu. Fascynują go laptopy i telefony. Buty i ubrania. Nawet mokre pranie budzi w nim więcej emocji niż największy pluszak i wszystkie zabawki z Fisher Price. Staramy się jednak przekonywać go, że prawdziwe zabawki są o wiele ciekawsze. Pod warunkiem, że w zabawie uczestniczy co najmniej jeden rodzic, Berbeć potrafi dosyć długo bawić się w układanie obręczy, dopasowywanie kształtów, turlanie piłki i robić wiele innych rzeczy. Z pasją zaczytuje się w książeczkach dla dzieci. Z dziką przyjemnością studiuje też nasze podręczniki.








Relacje

Generalnie zasada jest taka: rodzice zawsze na pierwszym miejscu. Wszystkich pozostałych członków rodziny oraz naszych znajomych Berbeć traktuje z mniejszym  lub większym dystansem. Jeśli o samych rodziców chodzi... cóż...Witek jest jak chorągiewka. Jednego dnia woli lepić się do mamy, innego dnia do taty. Od dłuższego czasu jest tak, że od uspokajania i usypiania jest tylko i wyłącznie tata. Oczywiście gdy go nie ma, z powodzeniem mogę go zastąpić, za to, gdy jest w domu - nie ma takiej opcji. Ja zajmuję się karmieniem, spacerami i zabawą - mam na to monopol, chyba, że okoliczności mi przeszkodzą. Soczystymi całusami Witek obdarowuje nas za to po równo ;) Miłości nikomu z nas chyba nie brakuje. Choć cierpliwości czasem i owszem...


Popołudniowe drzemki i nocne spanie

Tych pierwszych ostatnio nie ma praktycznie wcale. Przy mnie Witek śpi jedynie na spacerach. Jedna drzemka w ciągu dnia to duży sukces. Noce przesypia całe, choć w dalszym ciągu śpi z nami w łóżku. Wszelkie próby umieszczenia go w osobnym łóżeczku zakończyły się porażką, na razie wolimy więc nie wracać do tematu "przeprowadzki". Ostatnio P. udało się nakłonić Witka do usypiania w łóżku - przynajmniej nie trzeba kołysać dziesięciu kilogramów godzinami, zanim zasną. 

Pierwsze kroczki i buciki emele

Wituś coraz pewniej chodzi trzymany za rączki. Sprawnie przemieszcza się przy meblach i ścianach. Dzielnie przemierza mieszkanie z zakupionym nie tak dawno pchaczem. Potrafi już sam stać, ostatnio coraz dłużej. Co jakiś czas próbuje zrobić pierwszy samodzielny kroczek, ale jak na razie wszystkie te odważne próby kończą się głośnym upadkiem na pupę ;) Nie poganiamy go ani do niczego nie zmuszamy, kibicujemy mu jednak każdego dnia i obserwujemy jego wytrwałe ćwiczenia. By małe witusiowe stópki mogły tuptać nie tylko po mieszkaniu, zdecydowaliśmy się na zakup pierwszych bucików. Naszukaliśmy się niemało zanim znaleźliśmy odpowiednie, jednak dla butów, które nabyliśmy było warto! Nowe buciki Witka to roczki firmy EMEL - ręcznie szyte, wygodne i mięciutkie, wykonane z bardzo dobrych materiałów. Testujemy je dopiero od dwóch dni, jak na razie nie mamy do nich żadnych zastrzeżeń - nie obtarły witusiowej nóżki, nie przygniotły paluszków, są przewiewne, Witkowi wygodnie się w nich chodzi. Niebawem postaram się napisać o nich coś więcej, choć już teraz jestem przekonana, że są godne polecenia. Nasza rekomendacja nie będzie postem sponsorowanym - uprzedzam na wstępie - na buciki zdecydowaliśmy się po wielu tygodniach poszukiwań i jesteśmy zadowoleni na tyle, że z chęcią Wam o nich opowiemy. Nawet bez żadnego profitu ;)



Ja naprawdę wciąż nie mogę uwierzyć, że moje maleństwo lada moment skończy roczek. Okrągły roczek. 365 wspólnie spędzonych dni. Ile to godzin? Ile minut? Dlaczego czas tak szybko płynie?

3 komentarze:

  1. Jakie on ma gęste włosy! ;D Taka fajna czupryna. ;D Mój ma niewiele więcej niż przy urodzeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba zależy od genów :) Ja jakoś do roku byłam praktycznie łysa i nawet teraz mam niewiele włosów, a po okresie największego łysienia poporodowego, to już szkoda wspominać :P Na szczęście mój mąż ma gęste włosy i Witek odziedziczył to po nim ;) Ale niektóre dzieciaki tak po prostu mają i chyba nie trzeba się tym przejmować :)

      Usuń
    2. Ja się nie przejmuję - taki jego urok, z czasem mu przybędzie tych włosków. Tylko po prostu nie sądziłam, że taką fajną czuprynkę taki mały berbeć, jak Twój, może już mieć. ;D

      Usuń